9.12.2016

Matthew Kneale, Rzymianami bendąc


Na wstępie przepraszam za obrzydliwe zdjęcie, ale pomyślałam, że będzie w pewien sposób grało z tytułem. Tu słoneczna Italia, jak mawiały bohaterki „Ballady o lekkim zabarwieniu erotycznym”, a pod spodem ohydny, grudniowy trawnik w centrum Warszawy. I tak trochę jest w tej powieści: eskapada zaczyna pachnieć eskapizmem, a wąskie uliczki Wiecznego Miasta zaczynają przypominać labirynt.

Trudno napisać coś o tej książce, żeby nie zepsuć Szanownym Czytelnikom przyjemności z lektury. Chociaż przyjemność ta płynąć będzie raczej z obcowania ze świetnym warsztatem pisarskim Kneale’a, który raz chwyciwszy za gardło, nie puszcza. Nie wiem, może jestem miękka, bo mam czteroletnie dziecko i lubię myśleć, że zachowuję się wobec niego porządnie. W tej książce porządnych dorosłych jest mało, w każdym razie w otoczeniu Lawrence'a, który sumiennie spisuje opowieść o tym, jak mama postanowiła, że dobrze będzie spakować wszystko do samochodu i uciec do Rzymu przed byłym mężem, ojcem Lawrence'a i jego małej siostry Jemimy. Brzmi jak plan? Dla mamy tak. Dla wszystkich innych – nie do końca.

Wydawnictwo Wiatr od Morza po raz kolejny wydało świetną książkę i zamyka rok bez skuchy. Podziwiam to z całego serca i namawiam, żebyście sięgnęli po „Rzymianami bendąc”, chociaż okładka nie jest
szczególnie zachęcająca.

Tłumaczenie (dobra robota): Krzysztof Filip Rudolf

[OW]

1 komentarz:

  1. To prawda, okładka jest okropna!
    Dotychczas czytałam same pochwały tej książki. Chyba będę musiała po nią sięgnąć.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń