„Kołowrotek” to zadziwiająca (i
ostatnia) powieść Haliny Snopkiewicz. Zazwyczaj w książkach tej autorki
wewnętrzny monolog bohaterki przeważa nad akcją, ale tu akcji po prostu nie ma:
„Kołowrotek” to pamiętnik ze zwykłego życia Marysi, ambitnej mieszkanki wsi,
która zawaliła egzaminy do szkoły fotograficznej, rzuciła na trochę edukację,
ostatecznie uczy się w technikum. Pod wpływem wypożyczonego z gminnej
biblioteki pamiętnika awanturniczej francuskiej damy dworu zaczyna pisać własny
(oraz z powodu nudnego Sylwestra, ojciec zabronił wyjścia na zabawę w
towarzystwie długowłosych chłopców, noszących „addidasy”).
Życie Marysi rysuje
się na dalszym planie. W kimś się kocha, z kimś się spotyka, mglisty romans
jest, ale absolutnie drugorzędny wobec przemyśleń nastolatki na temat
dorosłości, społeczeństwa, społecznictwa, postaw moralnych, życiowego
asekuranctwa (jakiś czas temu cytowałam fragment, w którym ciężarna siostra
Marysi urabia rodziców w celu podrzucenia im na wychowanie niemowlęcia – sama chce
skończyć studia w mieście). I jest to znakomite, tym bardziej, że rozważania
Marysi nie ograniczają się do lokalnej wspólnoty. Jest na przykład apel w
sprawie publicznych egzekucji w Afryce:
„Szanowny Panie Ministrze, skazańcy byli z Biafry i posiadali broń, ale czy ja
mogę żyć spokojnie i uczyć się w takim świecie, gdzie z egzekucji robi się
przedstawienie, a w ONZ piją w tym czasie kawę? Ja wiem, że w Afryce są także
obszary wysoko cywilizowane, wiem, że Afryka była jedną wielką kolonią, ale
musi się Pan Minister zgodzić, że człowiek powinien umierać w łóżku, w piżamie,
a nie na publicznym placu”.
Bardzo klimatyczna książka, bardzo osobista, ale
też bardzo mocno zorientowana na zewnątrz, na analizę świata połowy lat 70.
Narracja urywa się nagle, niczym nić prząśniczki z wiadomej pieśni wiadomego
Moniuszki. Kołowrotek, wrzeciono, nić dziewczyńskiej opowieści o zwykłym, ale
świadomym i skupionym na samorozwoju życiu. Nie do przegapienia, drodzy
czytelnicy.
[OW]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz