22.12.2016

Manu Larcenet, Codzienna walka





Zaczęłam czytać „Codzienną walkę” w poniedziałek, ale po jednym rozdziale szybko upchnęłam z powrotem na półce, myśląc Grochowiakiem: „na jutro mi już nie starczy, Mój Boże, i zacznie się głód”. We wtorek przegrałam walkę z genami nałogowca i wciągnęłam całe 230 stron. I tu zacytuję Wojciecha Bąkowskiego: „boli - to znaczy że - że dobrze jest” (taką już mam dziś fazę kontekstową, wybaczcie).

Jak was zachęcić do komiksu? Do powieści graficznej? HM? U Larceneta jest wszystko: fotograf specjalizujący się w wojennych zdjęciach, obecnie wypalony i cierpiący na ataki lęku. Rynek, który woli zdjęcie malowniczego trupa od zdjęć żywych ludzi z ciałami w jednym kawałku. Zredukowani stoczniowcy, etos pracy fizycznej, z którą teraz znakomicie radzą sobie maszyny. Front Narodowy. Weterani wojny w Algierii. Demencja starcza. Radzenie sobie ze śmiertelnością. Nieradzenie sobie ze śmiertelnością. Rodzicielstwo, braterstwo, partnerstwo. Artyści i rzemieślnicy sztuki.

I teraz wyobraźcie sobie, że czytacie powieść traktującą o wszystkich tych sprawach. Dużo słów trzeba by było zastosować, żeby z godnością to udźwignąć. A Larcenet uwija się na 230 stronach – i to właśnie jest prawdziwa sztuka komiksu. Opowiadać, pozostawiając między kadrami przestrzeń dla czytelnika i refleksji. Kilkoma kreskami oddać duszący atak paniki, na pięciu stronach przestawić skomplikowany związek między braćmi, którzy kochają się i wspierają, ale nie potrafią rozmawiać o trudnych sprawach.

Pamiętam Larceneta z zamierzchłej młodości, pracowałam wtedy na północy Francji, a szef podrywał mnie na swoją punkową przeszłość i kolekcję zinów komiksowych. I w tych zinach Larcenet publikował cykl „Bohaterowie niesłusznie nieznani”. Nadal mam te kserówki w teczce na dnie szafy, nie spodziewałam się, że po latach zobaczę znowu urzekającą kreskę francuskiego autora, ale tym razem w pełnym kolorze, twardej oprawie i w ambitnej opowieści o cóż, codziennej walce. I bez romantycznych konotacji.

Jeżeli mielibyście kupić w bieżącym/nadchodzącym roku jeden komiks, żeby – na przykład – sprawdzić, czy to medium do was przemawia, niech to będzie właśnie ten.

tłumaczenie: Wojciech Birek

[OW]

P.S. „Codzienna walka” ukazała się nakładem Wydawnictwa Komiksowego, należącego do [WSZ]. Jednak wpis nie jest sponsorowany - jeżeli Wojtek wydaje komiks zły, to ja mu to mówię (patrz: recenzja „Człowieka-wilka”).

1 komentarz:

  1. Dzięki za fajną recenzję! Ze swojej strony polecam książkę "Zatrzymać dzień" - również zmusza do refleksji...

    OdpowiedzUsuń