Zaczęłam czytać „Codzienną walkę” w poniedziałek, ale po
jednym rozdziale szybko upchnęłam z powrotem na półce, myśląc Grochowiakiem: „na jutro mi już nie starczy, Mój Boże, i zacznie
się głód”. We wtorek przegrałam walkę z genami nałogowca i wciągnęłam całe 230
stron. I tu zacytuję Wojciecha Bąkowskiego: „boli - to znaczy że - że dobrze
jest” (taką już mam dziś fazę kontekstową, wybaczcie).
Jak was zachęcić do komiksu? Do powieści
graficznej? HM? U Larceneta jest wszystko: fotograf specjalizujący się w
wojennych zdjęciach, obecnie wypalony i cierpiący na ataki lęku. Rynek, który
woli zdjęcie malowniczego trupa od zdjęć żywych ludzi z ciałami w jednym
kawałku. Zredukowani stoczniowcy, etos pracy fizycznej, z którą teraz
znakomicie radzą sobie maszyny. Front Narodowy. Weterani wojny w Algierii.
Demencja starcza. Radzenie sobie ze śmiertelnością. Nieradzenie sobie ze
śmiertelnością. Rodzicielstwo, braterstwo, partnerstwo. Artyści i rzemieślnicy
sztuki.
I teraz wyobraźcie sobie, że czytacie powieść
traktującą o wszystkich tych sprawach. Dużo słów trzeba by było zastosować,
żeby z godnością to udźwignąć. A Larcenet uwija się na 230 stronach – i to
właśnie jest prawdziwa sztuka komiksu. Opowiadać, pozostawiając między kadrami
przestrzeń dla czytelnika i refleksji. Kilkoma kreskami oddać duszący atak
paniki, na pięciu stronach przestawić skomplikowany związek między braćmi,
którzy kochają się i wspierają, ale nie potrafią rozmawiać o trudnych sprawach.
Pamiętam Larceneta z zamierzchłej młodości,
pracowałam wtedy na północy Francji, a szef podrywał mnie na swoją punkową
przeszłość i kolekcję zinów komiksowych. I w tych zinach Larcenet publikował
cykl „Bohaterowie niesłusznie nieznani”. Nadal mam te kserówki w teczce na dnie
szafy, nie spodziewałam się, że po latach zobaczę znowu urzekającą kreskę
francuskiego autora, ale tym razem w pełnym kolorze, twardej oprawie i w ambitnej
opowieści o cóż, codziennej walce. I bez romantycznych konotacji.
Jeżeli mielibyście kupić w
bieżącym/nadchodzącym roku jeden komiks, żeby – na przykład – sprawdzić, czy to
medium do was przemawia, niech to będzie właśnie ten.
tłumaczenie: Wojciech Birek
[OW]
P.S. „Codzienna walka” ukazała się nakładem
Wydawnictwa Komiksowego, należącego do [WSZ]. Jednak wpis nie jest sponsorowany
- jeżeli Wojtek wydaje komiks zły, to ja mu to mówię (patrz: recenzja „Człowieka-wilka”).
Dzięki za fajną recenzję! Ze swojej strony polecam książkę "Zatrzymać dzień" - również zmusza do refleksji...
OdpowiedzUsuń