21.10.2016

Carl Cederstrom, Andre Spicer, Pętla dobrego samopoczucia




W tym sezonie nie przeczytacie lepszej książki popularnonaukowej niż „Pętla dobrego samopoczucia”. Jasny wywód zrozumiały dla przeciętnego człowieka, oparty na źródłach a nie na przemyśleniach autorów, w dodatku zawarty w przystępnych 150 stronach – jest więc szansa, że zaczniecie i skończycie lekturę zanim zapomnicie, co było we wstępie.

Główna myśl jest w miarę prosta, szczególnie, kiedy widzi się ją czarno na białym. O wiele gorzej z przepracowaniem brutalnej prawdy w kontekście własnego, marnego żywota. Otóż wszyscy jesteśmy zestresowani i niezbyt szczęśliwi oraz, co najważniejsze, uznajemy to za stan patologiczny, wymagający zmiany. A kto jest kowalem własnego losu? Każdy. Więc zmiana jest w naszym zasięgu. Na szczęście trzeba zapracować, arsenał środków jest spory: diety, psychologia, coaching, mindfullnes, medytacja, ucieczka na wieś, sport, obserwowanie parametrów snu, zmiana pracy – co tylko chcecie. Nie działa? Robicie coś źle. Tak, wy. Nie dość, że nie jesteście szczęśliwi, to nawet nie umiecie się sprężyć. Pętla gotowa. No to hop.

Cederstrom i Spicer pokazują, że jakkolwiek chcielibyśmy myśleć o sobie jako o tytanach woli, zdolnych do zmieniania swojego losu, to niestety, nie mamy takiej mocy. Neoliberalizm rządzi gospodarką i naszymi głowami, stwarzając złudne poczucie sprawczości. Każdy zajęty jest sobą, pogonią za indywidualnym szczęściem i wymierzaniem sobie surowych kar za niepowodzenia, tudzież obserwowaniem z pogardą/zazdrością współtowarzyszy ziemskich trudów. Czy tak być powinno? Czy coś w ten sposób osiągniemy?

Mój ulubiony rozdział dotyczy jedzenia rozumianego jako czyn moralny. Lubicie Jamiego Oliviera i jego szlachetną misję nauczenia dzieci jak wyglądają jarzyny? To poczytajcie: „W tej żywieniowej krucjacie frapująca jest nie tyle zdolność Jamiego Oliviera do ustanowienia dziwnego, biomoralnego panoptykonu, w którym każda klęska w spożywaniu właściwej porcji warzyw prezentowana jest milionom widzów, ile zuchwałe przypuszczenie, że poważne problemy w polityce socjalnej (edukacyjny los biednych dzieci w Zjednoczonym Królestwie) mogą zostać rozwiązane przez spektakularne interwencje dietetyczne. W podstaw Jamie’s School Dinnners  - i de facto powstałych w ślad za nim społecznikowskich programów o jedzeniu – leży wiara, że szereg rozległych problemów natury socjalnej i ekonomicznej można odłożyć na bok na rzecz prostej ingerencji w cielesność przy pomocy jedzenia”.

No, to smacznej marchewki. Uwierzcie mi, że warto zaopatrzyć się w tę książkę. Poczujecie się lepiej (haHA).

Przekład: Łukasz Żurek, w bonusie: wstęp Małgorzaty Halber.

[OW]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz