W tym sezonie nie przeczytacie
lepszej książki popularnonaukowej niż „Pętla dobrego samopoczucia”. Jasny wywód
zrozumiały dla przeciętnego człowieka, oparty na źródłach a nie na
przemyśleniach autorów, w dodatku zawarty w przystępnych 150 stronach – jest więc
szansa, że zaczniecie i skończycie lekturę zanim zapomnicie, co było we
wstępie.
Główna myśl jest w miarę prosta,
szczególnie, kiedy widzi się ją czarno na białym. O wiele gorzej z
przepracowaniem brutalnej prawdy w kontekście własnego, marnego żywota. Otóż
wszyscy jesteśmy zestresowani i niezbyt szczęśliwi oraz, co najważniejsze,
uznajemy to za stan patologiczny, wymagający zmiany. A kto jest kowalem
własnego losu? Każdy. Więc zmiana jest w naszym zasięgu. Na szczęście trzeba
zapracować, arsenał środków jest spory: diety, psychologia, coaching,
mindfullnes, medytacja, ucieczka na wieś, sport, obserwowanie parametrów snu,
zmiana pracy – co tylko chcecie. Nie działa? Robicie coś źle. Tak, wy. Nie
dość, że nie jesteście szczęśliwi, to nawet nie umiecie się sprężyć. Pętla
gotowa. No to hop.
Cederstrom i Spicer pokazują, że jakkolwiek
chcielibyśmy myśleć o sobie jako o tytanach woli, zdolnych do zmieniania
swojego losu, to niestety, nie mamy takiej mocy. Neoliberalizm rządzi
gospodarką i naszymi głowami, stwarzając złudne poczucie sprawczości. Każdy
zajęty jest sobą, pogonią za indywidualnym szczęściem i wymierzaniem sobie
surowych kar za niepowodzenia, tudzież obserwowaniem z pogardą/zazdrością
współtowarzyszy ziemskich trudów. Czy tak być powinno? Czy coś w ten sposób
osiągniemy?
Mój ulubiony rozdział dotyczy jedzenia rozumianego jako czyn moralny. Lubicie Jamiego Oliviera i jego szlachetną misję nauczenia dzieci jak wyglądają jarzyny? To poczytajcie: „W tej żywieniowej krucjacie frapująca jest nie tyle zdolność Jamiego Oliviera do ustanowienia dziwnego, biomoralnego panoptykonu, w którym każda klęska w spożywaniu właściwej porcji warzyw prezentowana jest milionom widzów, ile zuchwałe przypuszczenie, że poważne problemy w polityce socjalnej (edukacyjny los biednych dzieci w Zjednoczonym Królestwie) mogą zostać rozwiązane przez spektakularne interwencje dietetyczne. W podstaw Jamie’s School Dinnners - i de facto powstałych w ślad za nim społecznikowskich programów o jedzeniu – leży wiara, że szereg rozległych problemów natury socjalnej i ekonomicznej można odłożyć na bok na rzecz prostej ingerencji w cielesność przy pomocy jedzenia”.
Mój ulubiony rozdział dotyczy jedzenia rozumianego jako czyn moralny. Lubicie Jamiego Oliviera i jego szlachetną misję nauczenia dzieci jak wyglądają jarzyny? To poczytajcie: „W tej żywieniowej krucjacie frapująca jest nie tyle zdolność Jamiego Oliviera do ustanowienia dziwnego, biomoralnego panoptykonu, w którym każda klęska w spożywaniu właściwej porcji warzyw prezentowana jest milionom widzów, ile zuchwałe przypuszczenie, że poważne problemy w polityce socjalnej (edukacyjny los biednych dzieci w Zjednoczonym Królestwie) mogą zostać rozwiązane przez spektakularne interwencje dietetyczne. W podstaw Jamie’s School Dinnners - i de facto powstałych w ślad za nim społecznikowskich programów o jedzeniu – leży wiara, że szereg rozległych problemów natury socjalnej i ekonomicznej można odłożyć na bok na rzecz prostej ingerencji w cielesność przy pomocy jedzenia”.
No, to smacznej marchewki. Uwierzcie
mi, że warto zaopatrzyć się w tę książkę. Poczujecie się lepiej (haHA).
Przekład: Łukasz Żurek, w
bonusie: wstęp Małgorzaty Halber.
[OW]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz