6.10.2015

Randall Munroe, What if? A co gdyby?


Byłam sceptycznie nastawiona do tej pozycji i nadal jestem. Już streszczam dlaczego. Otóż „What if?” to światowy fenomen oraz bestseller, kocha go każdy recenzent i na dokładkę Bill Gates. Autor, Randall Munroe, był naukowcem w NASA, obecnie pisze książki i rysuje komiksy internetowe – nie jakieś tam paski, z których śmieje się stu znajomych. 70 MILIONÓW użytkowników odwiedzających miesięcznie stronę - to robi wrażenie (do tego stopnia, że zaczynam się zastanawiać, czy wydawca nie pomylił zer w promocyjnej notatce). Ukazujący się właśnie w Polsce zbiór „A co gdyby?” to zilustrowane pomocniczo patyczakowymi komiksami zupełnie poważne odpowiedzi na dziwaczne pytania zadawane przez internautów – na przykład: „Z jakiej wysokości trzeba by upuścić stek, aby w chwili uderzenia o ziemię był już usmażony” czy „Ile strzał trzeba byłoby wypuścić, aby zasłoniły słońce jak w filmie 300”.

Czyta się to wspaniale. Nie mogę się książki Munroe odkleić, jest zabawna, wciągająca, co chwilę prycham zachęcającym śmieszkiem i mówię mężowi „No dobra, posłuchaj jeszcze tego”, mimo że widzę na jego twarzy wściekłe niedowierzanie. W kolejce czeka szwagier, za szwagrem siostra, wspomniałam mamie, że nadciąga dobra lektura. Wszyscy trwają w gotowości, niczym przy wyrywaniu rzepki (ogrodowo-tuwimowskiej,  nie kolanowej). Skąd więc sceptycyzm? Materiały dostarczone przez wydawcę przekonują, że „What if?” to fenomen edukacyjny, forpoczta ery nerdów, po lekturze będziemy wszyscy mądrzejsi, pokochamy naukę i zrozumiemy niejedno. Cóż. Mój umysł sformatowany jest humanistycznie, nie znam tabliczki mnożenia i słabo liczę w pamięci, być może nie jestem więc idealnym odbiorcą. Ale u mnie przebiega to tak: chwilę po lekturze potrafię opowiedzieć to, co przeczytałam - własnymi słowami i z cieniem sensu. Dwa dni potem jest z tym ciężko, a obecnie z pierwszego rozdziału pamiętam tyle, że jeżeli Ziemia przestanie się obracać, a atmosfera nie przestanie się poruszać, to nastąpi gorący huragan. Cała finezja wywodu i jego naukowe uzasadnienie już mi się wymknęły.

Toteż. Z całego serca polecam „What if?” wszystkim zmęczonym fabułami, reportażami i  przygnębiającymi  świadectwami vanitas vanitatum. Kupujcie i czytajcie. Jednak nie przesadzajmy z przypisywaniem tej książce wielkiej roli w procesie kształcenia i dokształcania kulejących po polu fizyki i innych nauk ścisłych. Gdyby to wszystko tak działało, to po latach oglądania „Nocy zbrodni” na Discovery Channel dawno byłabym już światowej klasy antropolożką sądową, a jednak szkielety nadal widuję tylko w podziemiach mojego biura*.

[OW]


*proszę się rozejść, pracuję w muzeum (archeologicznym). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz